sobota, 13 listopada 2010

Kot w Butach

               Kot w butach. Kot w butach pozostawionych w przedpokoju przez Człowieków ma nieograniczone pole do popisu. To arena sportowych kocich zawodów. Najprzedniejszym sportowcem w rodzinie jest oczywiście Julian. 
               Najtrudniejszą dziedziną w/w sportu jest jazda na czas. Jazda na czas wymaga niesamowitej bystrości kociego umysłu i ponaddźwiękowej wręcz szybkości. Do uprawiania tej dyscypliny niezbędne jest obuwie Taty Człowieka. Jego buty po przyjściu najszybciej trafiają do szafy, więc skok na nie musi być błyskawiczny. Julian wie, że długo z nimi nie poszaleje. Buty sznurowane są szczytem marzeń. Długie węże sznurowadeł zdają się żyć swoim życiem w Julkowym pyszczku i łapkach. Można z nich tworzyć przeróżne kombinacje marynistyczne. Julek wie, że w wiązaniu węzłów żeglarskich jest niezrównany! 
             Inną dyscypliną jest wrzut myszą do kozaków, ewentualnie kaloszy. Wyśmienita zabawa! Julek z zapałem wrzuca różne dziwadła do butów po to, żeby ćwiczyć nurkowanie. Najlepiej nurkuje się jednak w kaloszach. Dlaczego Człowieki nie doceniają tego, że dzięki Julkowi przy zakładaniu obuwia mogą natrafić na przeróżne kocie skarby!! 
           Kalosze są równiez dobre do przerzutek. Przerzutki z zagryzankami Julian ćwiczy razem z Mandaryną. Mandaryna jest bardzo wyciszonym zewnętrznie kotem, ale z bardzo bogatym wnętrzem. To Kot Obserwator. Uwielbia obserwować wariowanki Julka. Uczestniczy tylko w przytulankach, wspólnej kociej toalecie, zagryzankach, gonitwach i łowieniu pierzastego stwora dyndającego na wędce. W trenowaniu butów specjalizuje się Julek.
           Kot jest mistrzem świata w nadawaniu zwyczajnym przedmiotom nadzwyczajnych cech. Kot-Czarodziej. Kot w Butach. Kocia Radość Życia. 
           No coż, uczmy się...

wtorek, 2 listopada 2010

Psie i kocie duszki...
             Wiele pamiętam z dzieciństwa. Najgłębiej pamięcią siegając wyszperać mi się udaje kotkę mojej Babci. I chociaż kotki nie ma na tym  świecie już od trzydziestu lat, wciąż pamiętam ... Pamiętam, że była szarą kotką z niezliczona ilością kocich doświadczeń macierzyńskich. Jej koci los przeplatał się z życiem wiejskich zwierząt na małej spokojnej wsi. Była zawsze zamyślona i zatroskana o los kocich maluchów. Miała to szczęście, że JEJ ludzie nie krzywdzili jej dzieci. Nie musiała przerażona budzić się pewnego dnia SAMA. Sama w towarzystwie rozpaczy po stracie dzieci, które odeszły na zawsze... Kicia była ciągle czymś zajęta, ciągle w drodze. Myślę, że była na swój sposób bardzo szczęśliwa. Na pewno była.
             Szukam w pamięci także moich psów. Szarik był tricolorowym kundelkiem. Imię miał tak dumne jak dumne było jego psie serduszko. Nie lada odwagi trzeba mieć przy przemierzaniu niezliczonych wiejskich zagajników, ścieżek i dróg. Kto wie co może się na nich przydarzyć... Psie łapki przemierzały świat, ale zawsze wracały do domu na obiad i głaskanki. Szarik był wolny. Nikt nie śmiał pomyśleć o tym, patrząc mu w migdałowe oczy, by  zamknąć go w czterech ścianach domu odbierając mu psią wolność, w myśl złudnego przeświadczenia, że powinien żyć tak, jak życzą sobie tego ludzie... Miał prawo wyboru. A nie wszyscy je mają....
              Kropka. Tak, Kropka to psia dama. Trafiła do mojego domu wystraszona i zdezorientowana tym, że ktoś znudził się jej towarzystwem. Miała przecież być zabawką. Do dziś pamiętam jej piękne, wielkie orzechowe oczy. Można było się w nich utopić. Pamiętam ciepło jej ciałka i to, że lubiła leżeć na fotelu przy swojej Pani zawsze z lewej strony. Swojej strony. Z lewej!! Domagała się swoich praw nerwowo i hałaśliwie, ale w oczach, pięknych i błyszczących źródełkach było tyle miłości... Pamiętam też, że już  jako maleńka psia staruszka nie mogła samodzielnie chodzić. Pamiętam jak bardzo zmieniły się jej oczy. Przed naszym rozstaniem był w nich smutek.. Kiedy zobaczyliśmy w nich cierpienie tak wielkie, jak wielka była nasza wzajemna miłość, Kropka odeszła. Nadal pamietam jej oczy. I zawsze będą takie piękne... I zawsze będę o nich pamiętać....
               A oto wiersz mojego wujka, poety. Dedykuję go wszystkim Kocim i Psim Duszkom, w tak szczególnym dniu:

    "Stary kot"
Na naszym strychu mieszkał kot
Żył blisko poezji i sztuki
Lubił zaśniedziałe ramki, w lampce knot
I pajęczynę w koronkowej sukni
Mieszkał na belkach jak astronom
Przez całe noce patrzył w  niebo
We dnie spał zawsze za zasłonką
Za obrazem i poezją
Nikt mu tu nigdy nie przeszkadzał 
W kufrze miał swój niewielki świat
Sam sobie bajki opowiadał
Z moich odwiedzin też był rad
I tak mu mijał rok za rokiem
Rozumieliśmy się bez słów
Zżyliśmy się tutaj na dobre
Właśnie ten wiersz poświęcam mu
Na starym strychu stary kot
Jak kustosz zżył się z obrazami
I o nim wie dziś mało kto
Bo tak to jest już z artystami
W obrazach zastygł stary świat
Starzyzną pachnie dawne piękno
Nie wypada strychowi liczyć lat
Bo w kocich oczach wciąż tli się światełko"


Mikołaj Konczalski

piątek, 29 października 2010

No to się porobiło!

            Porobiło się. Jeśli ktoś myśli, że kot to nocny zwierz, to bardzo się myli. Po I-sze określenie "zwierz" wydaje się być anachronizmem, biorąc pod uwagę kocią ewolucję. Po II-gie dwie ostatnie doby zmusiły mnie do głębszego zastanowienia się nad kocim światem wewnętrznym. Otóż Julkowi i Mandarynie rozjechały się biorytmy. Julek stosuje koci model funkcjonowania - spanko w dzień i szpukowanie w nocy. Mandaryna stała się strasznym śpiochem w nocy. Oczywiście w ciągu doby jest wiele prywatnych kocich spotkań, kiedy ich czasoprzestrzenie nakładają się i mogą wspólnie zaszaleć. Julek jednak jest dorastającym chłopakiem i uznał, że najlepiej szaleje się w nocy. Jakaś imprezka z myszą albo pająkiem,a może jakiś spacerek ze żmiją w pyszczku?  Nocne balangi są taaaaakie inspirujące... Mam nadzieję, że rudy mandarynkowy puchacz zsynchronizuje zegar z Julaskiem. Chociaż taki stan rzeczy pozwala mi mieć w domu superaktywnego kota cała dobę. Cała doba ściganek, skoków, zagryzanek, mizianek i kocich zaczepek. Cała doba podgryzanych butów i wyciąganych skarpet :-) Sama słodycz. 
         Miaukun i niemiaukunka mają ostatnio dodatkowe atrakcje domowe. Mały Człowiek zbombardowany medialnymi i przedszkolnymi  informacjami, że zbliża się haloween i że Święto Żmarłych to było wtedy, kiedy Mama Człowiek była mała i żyły dinozaury, przygotowuje piekielne atrakcje wszystkim domownikom. Zakupione zostały na zamówienie: 
- kapelusz wiedźmy ( hm,ciekawe dla kogo)w złote czachy z rzadkimi czarnymi włosami,   
- czerwona peruka vampira z Wiednia (?!) - nie wiem dlaczego akurat z Wiednia, ale mały Człowiek twierdzi, że wystarczy, że on to wie), 
- czarna bibuła ( podobno na mumię). 
Piżamy w kościotrupa i peleryna księciunia Vlada z Rumunii już były. Piekielną charakteryzację rozpoczął virus. Virus ospy, który zaatakował Małego Człowieka ponad tydzień temu. Wszystkie tysiąc krostek posmarowanych czarnofioletowym lekarstwem, tworzy rewelacyjną (?!) charakteryzację. Mały Człowiek tylko się martwi: Boże, mama żeby mi tylko strupy nie zeszły do Haloween, bo JAK JA BĘDĘ WYGLĄDAŁ?! JAK BIAŁY CZŁOWIEK?!!??! 
        Ale wróćmy do kociaków. Kociaki wyjątkowo zaintrygowały się zawieszonymi nad sufitem pająkami, skorpionem i nietoperzem (Długo zastanawiałam się, czy mogę zawiesić pluszowego nietoperza na lince ZA SZYJĘ i czy to nie będzie zbytnio drastyczne dla Małego Człowieka. W końcu nietoperz zawisł. Za szyję.) Julek nie może wykombinować metody, która pozwoli mu ściągnać to całe towarzystwo i zamordować. Skoki nie przyniosły efektu. Potem zastosował metodę na klekotanie. Zauważyłam, że szczególnie czymś zaintrygowany Julek wydaje klekoczące dźwieki. Ale to też nie sprawi, że ofiary zlecą w Julkowe pazurki. Mandaryna stosuje metodę leniwego kota - NA MYŚLENIE. Siada nad wiszącymi sznurkami i wpatruje się tkwiąc w zupełnym bezruchu. Hipnotyzuje. Może siłą woli się uda? Mały Człowiek jednak bardzo pilnuje swojej dekoracji. Ma nawet plany wspólnego haloweenowego przedstawienia: Julek, Mandaryna i On. Ale to już całkiem inna historia.

środa, 27 października 2010

Żona

Mandarynka. Nasze rude słoneczko. Mandarynka jest kocicą wybitnie bezkonfliktową. Stoicki spokój. Jedyny moment, który zburzył jej wewnętrzną harmonię to chwila, w której do rodziny dołączył Julek. W Mandarynie obudził się zwierz. Jakaś wewnętrzna siła kazała jej wydawać z siebie prrrrrychy i warrrrrkoty, które ją sama bardzo zadziwiały . Toczyła się w niej walka dzikiej kotki z krainą kociej łagodności. Ale ponieważ mały Julek wymagał wiele miłości, Mandarynka uznała, że jej rola w tym domu jest misją. Misja trwa do dziś. Obudzone instynkty macierzyńskie przywróciły spokój w kociej mandarynkowej duszy. Jej charakter to oaza spokoju. Na wszystko ma czas. Cierpliwość tak ogromną, że nie mam pojęcia jak zmieści się w jej puchatym małym ciałku. Dzisiaj Julek i ona stanowią idealnie uzupełniającą się kocią kombinację. Julek, jak to dzieciak musi mieć wszystko NATYCHMIAST. Mandarynka już wie, że czasem bardziej opłaci się poczekać na ten właściwszy moment. Ona ma wszystkie cechy Żony Idealnej. Żona Idealna nie zadaje zbyt wielu pytań - z tym u Mandarynki akurat nie ma problemu. Żona Idealna ma kosmiczną cierpliwość - Mandarynka potrafi godzinami wyczekiwać kiedy Julek przestanie mordować różowa myszkę, żeby potem skorzystać z Julkowej ofiary. Żona Idealna nie ma kaprysów - jedynym kaprysem rudej jest to, że zażyczyła sobie podawanie jedzenia na parapecie ( tylko wtedy nie jest narażona na czary magika Julka i numerek ze znikającym jedzeniem :-)) Na każdym kroku Mandarynka okazuje Julkowi wielką troskę . Troskę o czyste futerko, o odpowiednia ilość snu i jedzonka. Julek może być pewien, że jest bardzo kochany. I chyba to docenia ;-)

poniedziałek, 25 października 2010

dr Jeff i Mr Julian, czyli podwójne oblicze

           Jak skomplikowana jest kocia natura wie tylko kot. Julek w wieku 5 miesięcy zaczął intensywnie pracować nad prawidłowym rozwojem swojego życia wewnętrznego.
           Etap pierwszy polegał na udowadnianiu wszystkim wokół, że nie jest nakolankowcem. Jest kotem samodzielnym i samowystarczalnym. Superkotem. Każda zaczepka Człowieków zachęcająca do mizianek i drapanek spotykała się z wyraźnym sygnałem, że teraz to on ma ważniejsze sprawy do załatwienia!!!! Wieczorem po upewnieniu się, że wszyscy  poza Mamą Człowiekiem śpią, następowało jego przeistaczanie się w miziankowego potwora. Wygięty w łuk, terkoczący i napuszony udeptywał godzinami (!!) wszystko co ma ludzkie cechy, domagając się głośno pieszczot.Wymiziwał się za wszystkie czasy, w nocy przypominając co chwilę, że teraz WOLNO go czochrać, skubać, drapać, miziać, głaskać i ugniatać.
           Drugi etap, w który Julek wchodzi od niedawna polega na dekonspiracji. Uznał, że pora się ujawnić. Zdekonspirować. Uznał, że Człowieki doskonale nadają się do terkotów i przytulanek również w ciągu dnia. Jednak to zawsze ON decyduje, kiedy Człowiek może pozwolić sobie na chwilę czułości. No bo przecież jest Superkotem i nie każdy może o każdej porze dostąpić tego zaszczytu :-) 
           Ach, Kocia natura....

niedziela, 24 października 2010

Koci punkt widzenia

       Tytułem wstępu. Splecione światy,  ludzki i koci. Chociaż przecież nie mamy pewności, czy to koty żyją w ludzkim świecie, czy też może.... jest zupełnie odwrotnie... 
       Oto bohaterowie moich wpisów:
Julek, czyli Jeff Julian I-szy to 5-ciomiesięczny kot MCO. Mandaryna to kremowa puchata kotka. Mama Człowiek to ja. Mały Człowiek mój 5 letni syn. Tata Człowiek  - mąż. Czy koci punkt widzenia różni się od naszego? Dlaczego koty rozumieją się bez słów, a my słowami nie potrafimy się porozumieć? Dlaczego wstydzimy sie być inni? Dlaczego koty tak bardzo nas potrafią zmienić? Jeśli ktoś nie potrafi dopuścić do swojego świata kota, nigdy nie otworzy się na ludzi. Czego się boimy w kontaktach ze zwierzętami? Siebie? Boimy się porównania. I siebie samych.

„Splecione światy, czyli koci punkt widzenia”
24.10.2010r.
„Julian i pajak”
                 Pewnego dnia Mały Człowiek wrócił z Mamą Człowiekiem z zakupów razem z pająkiem. Zabawkowym pająkiem. Pająk niezbędny i cudowny w sklepie w domu nabrał pospolitych barw. Ale nie dla Julka. Julek odkrył nowy cel. Dorwać owada i zamordować. Zbrodnicze myśli kołatały się po kociej uszatej głowie aż do wieczora, kiedy to następuje cudowny moment. Moment gdy szybki jak błyskawica hałaśliwy mały Człowiek ląduje w łóżku i przestaje się ruszać. Wtedy można realizować tysiące zbrodniczych planów na zabawkach. Julek wykonał przyczajkę żeby nie spłoszyć owada i potężnym skokiem rzucił się na potwora. Po krótkiej walce okazało się, że pająk jest cudowniejszy niż można by było pierwotnie przypuszczać. Jest śliski, miękki  i można mu wyciągać odnóża we wszystkie strony. Co więcej można je wyciągać i puszczać a one wracają na swoje miejsce, potem znowu i znowu puszczać i wyciągać. Beztroską zabawę Julkowi przerwało dziwne uczucie, że jest obserwowany. No nie!! W kącie pokoju jak puchacz na gałęzi stał posąg kota. Rudego kota. To Mandaryna. Julek od razu pomyślał, że jego owad jest w strasznym niebezpieczeństwie. Zastosował więc najgroźniejszy pomruk – odgłos rosyjskiego niedźwiedzia. Mandaryna jednak stosuje zawsze swoją metodę . Metodę na wytrzymałość wzrokową. Siedzi i hipnotyzuje wzrokiem. Julek bawi się. Ona siedzi. Julek bawi się. Ona siedzi .Julek bawi się. Ona siedzi. Po pewnym czasie Julek ma dosyć jej obsesyjnego wpatrywania się i pozwala jej się pobawić . Przez kilka sekund. Zasadą w domu Człowieków i Kotów jest to, że wszystkie zabawki należą do Julka. Człowieki też. No może z wyjątkiem Człowieka Taty. Na razie ;-)
                Kolejny moment zapisany w pamięci. Kolejny dzień mija w splecionym kocioczłowieczym świecie. Szkoda, że nie wszyscy ludzie chcą uwierzyć, ze tak naprawdę to wcale się od siebie nie różnimy…


 „Splecione światy, czyli koci punkt widzenia”
24.10.2010r.
„Budzik”
               Jutro poniedziałek. Bez komentarza. Wszyscy poza Mamą Człowiekiem śpią. Cudownie i cicho. Cicho i spokojnie. Komórka przy łóżku grzecznie czeka na swój moment. Moment budzenia. Mama Człowiek wstaje pierwsza i to właśnie ją zaskoczy monotonny dźwięk złośliwego urządzenia. Ale od kilku miesięcy komórkowy budzik  ma konkurencję. Żywą i młodą. Pełną  kociego zapału. Jeff Julian I-szy. Julek uwielbia wczesne śniadanka. Mama Człowiek zawsze rano przyrządza smakołyki. Tylko żeby smakołyk znalazł się w misce, trzeba go tam włożyć rękami Mamy. A mama śpi. Nic prostszego - budzimy!!!! Julek stosuje kilka metod budzenia Człowieków. Zaczyna od metody biednego kotka z ochronki. Siedzi na łóżku i  wpatruje się w śpiącą Mamę Człowieka robiąc minkę najsmutniejszego, zagłodzonego kota na świecie. Metoda mało skuteczna przy zamkniętych oczach śpiącej człowieczej mamy. Drugą metodą jest spacerniak. Julek zwany wtedy Julasem z miną groźnego skazańca spaceruje w kółko po łóżku. Raz, drugi, trzeci i …. Metoda skuteczna, ale ile trzeba się nachodzić! Pora więc na arsenał ciężki. Trzecia metoda. Skuteczna i błyskawicznie działająca. Na każdego. Człowieki nie wiedzieć dlaczego poddają się jej idealnie i budzą błyskawicznie. Metoda na skunksa. Julek przyjmuje miaukunową (?) postawę z przepięknie wyprostowanym ogonem. Końcówka oczywiście zagięta. Jakże by inaczej. I taką artystyczna pozę przyjmując, z wysoko uniesiona głową, Julek przechadza się pod nosem Mamy Człowieka. Najpierw powoli, potem nieco szybciej i szybciej, żeby złapać odpowiedni wiatr w żagle tzn. pióropusz ogona. Zawsze działa. Człowiek wreszcie wstaje.  Mniaaaammm.
                 Ile to kot musi się napracować, żeby nie umrzeć rano z głodu!!! Okrrrropność!!!
P.S. Dla wyjaśnienia. Bezwzględne Człowieki codziennie oprócz weekendów wstają o 6.30